MOJA HISTORIA ZDROWIENIA

Postaram się krótko, zwięźle i na temat, chociaż trochę tego się uzbierało podczas mojego (niezbyt długiego) życia.
Zanim zaczniesz czytać, pamiętaj, że to już było i się skończyło. Przytaczam tą opowieść, żebyś wiedział/a, że ze wszystkiego można wyjść. Jeśli poniższa opowieść obudzi w Tobie chęć do pracy nad sobą, entuzjazm, zapał, czy nadzieję na lepsze jutro – fantastycznie.
Jeśli zaczniesz odczuwać współczucie i żal – nie czytaj dalej, albo przejdź na koniec, tam gdzie jest szczęśliwe zakończenie.

Byłam chorowitym dzieckiem, potrafiłam w lecie, przy 30-stopniowym upale, złapać zapalenie płuc, albo anginę ropną. Mocno dokuczała mi również astma, alergia wziewna i niedoczynność tarczycy.
Oczywiście byłam leczona standardowymi metodami (antybiotyki, hormony i te sprawy), ale dodatkowo mój lekarz od astmy był (nadal jest) dość nietypowym lekarzem i organizował obozy zdrowotne, na których uczył nas medytacji, śpiewu, tańca i uwaga – pracy z emocjami! To były wariackie obozy, ale pomagały na wszystko, nie tylko na astmę i alergię.



Miałam 13 lat, kiedy zetknęłam się po raz pierwszy z holistycznymi i nietypowymi metodami, które miały przywrócić mi zdrowie.


Niewiele później zaczęły mi pękać torebki stawowe i wylewał się z nich płyn stawowy. Nie wiem dlaczego. Nikt nie potrafił tego określić. To jest niesamowite, jak ciało potrafi przyzwyczaić się do bólu – odczuwałam ciągły ból stawów aż do ukończenia studiów (jakieś 10 lat) i dopiero jak przestały mnie boleć, to to zauważyłam (ale o tym opowiem trochę niżej).

Kolejna była migrena – oj, nie byle jaka to była migrena. Z dnia na dzień, zaczęła mnie boleć głowa (jesteśmy na etapie klasy maturalnej). Każdego dnia bolała trochę bardziej. Po kilku tygodniach ból był tak silny, że nie przyswajałam wiedzy. Chwilami nie byłam w stanie dotrzeć do szkoły. Po kilku miesiącach nie podnosiłam się z łóżka i nawet nie mogłam mrugać. Po prostu leżałam z zamkniętymi oczami i czekałam na śmierć (to był moment, kiedy chciałam umrzeć).

I wiesz co? Przeszło samo…


Lekarze byli bezradni, bo fizycznie nic mi nie było. Testowali na mnie różne leki, ale żadne nie działały. Przeszło samo, tak samo jak przyszło, od tak.


Ból trwał trochę ponad pół roku, w tym przez 3 miesiące nie spałam (przysypiałam na kilkanaście – kilkadziesiąt minut, co jakiś czas). Przez cały migrenowy etap życia słyszałam, że udaję i że nic mi nie jest (no przecież, jak się czegoś nie da wyjaśnić, to znaczy, że tego nie ma). Możesz się domyślić, że jak mi samo przeszło, to dla wielu był argument, że mieli rację (że udawałam).
Pierwszy raz byłam wtedy u psychiatry i psychologa – uznałam, że więcej do tego typu lekarzy nie pójdę (eh… Nasze przekonania są takie zabawne…)

Na studiach zaczęłam nagle chudnąć, miałam duże problemy na całej długości układu pokarmowego – od refluksu, przez nieprzyswajanie pokarmów, po biegunki i zaparcia (jednocześnie).
Historię, o tym, jak to nic mi nie było, bo w badaniach nic nie wychodziło – pominę.

Okazało się, że mam alergie pokarmowe (na prawie wszystko: od ziemniaków, przez banany, po pszenicę), ale też pasożyty, które są tak zalepione złymi bakteriami, że nawet one nie mogą przetrwać w moich jelitkach. Wtedy też zaczęły się u mnie spore problemy psychiatryczne (kto by nie zwariował przy taki atrakcjach).
Na całe szczęście, trafiłam na świetną lekarkę, która uznała, że problemy fizyczne są połączone z psychiką i wysłała mnie na terapię przez ciało. Łoooo matko, co tam się działo!

I tak, rozpoczęłam swój pierwszy, dorosły, pełnoprawny proces zdrowienia. Trochę to trwało, ale się wyleczyłam (wielu specjalistów uważało, że to niemożliwe), została mi jedynie bardzo lekka alergia na jajka, gluten i nabiał. Aaa, no i miałam wspomnieć o moich stawach – jak wyłączyłam z diety alergeny, to przestały mnie boleć stawy, zeszła mi z mózgu mgła myślowa, miałam energię do życia i dopiero wtedy poczułam, jak wcześniej czułam się źle. Do tego momentu po prostu nie byłam tego świadoma.

Dla przykładu:
kiedyś, po śladowych ilościach glutenu, do 24h miałam wysoką gorączkę, bóle kości i stawów (jak przy silnej grypie), migrenę i nie wstawałam z łóżka przez kilka dni. Obecnie, po jedzeniu glutenu stale przez 3 tygodnie (chleb, pizza i tego typu przyjemności), delikatnie zaczęła mnie boleć głowa.
Dostrzegasz różnicę?


Miałam jeszcze jedną okazję do przetestowania swoich metod.
Kilka lat temu zaczęłam żółknąć, dostałam kamicy żółciowej. Kolki żółciowe, to nie jest przyjemna sprawa (podobno bolą tak jak poród). Oczywiście wyniki miałam w normie (no przecież, bo ja według badań, całe życie zdrowa byłam). Miałam zabieg czyszczenia przewodów żółciowych, nawet usunięto mi woreczek żółciowy i nic to nie dało. Przez pół roku jadłam tylko ryż i pomidory (oczywiście bez skórki i pestek).
Wydawało mi się, że to zbyt fizyczna choroba, żeby była związana z emocjami. Opierałam się bardzo, żeby tylko nie ruszyć emocji w związku z tą chorobą (bardzo się bałam, tego z czym będę musiała się zmierzyć).

Jedna mądra osoba powiedziała mi: 'Wiola, albo się tym zajmiesz, albo umrzesz.

No i się zajęłam. Pogadałam ze swoim ciałem i kamica z dnia na dzień mi przeszła.
Praca z emocjami (złość i takie tam) była trudna, ale bardzo satysfakcjonująca. Szybko zaprzyjaźniłam się z tym, co czuję, a nawet zaczęłam to okazywać.

Patrząc wstecz, widzę jak samotna byłam. Nie miałam nikogo, kto by mnie pokierował, powiedział co robić, jak poradzić sobie z lękiem. Nawet nie wiedziałam jakie metody istnieją, nie mówiąc już o korzystaniu z nich.

Tobie mogę tego oszczędzić.

DOULA ZDROWIA

Doula (czyt. Dula) z greckiego oznacza kobietę, która służy.

Najczęściej o Douli możemy usłyszeć w kwestii macierzyństwa, ciąży, porodu i połogu. W tym wypadku Doula towarzyszy i pomaga młodej mamie. Pomaga, wspiera, towarzyszy, robi to psychicznie, emocjonalnie, fizycznie ale nie medycznie.

Coraz częściej możemy również spotkać określenie 'Doula umierania’ – wtedy kobieta towarzyszy osobie umierającej, wspiera ją również duchowo, emocjonalnie, psychicznie i niemedycznie. Doula śmierci pracuje również z najbliższą rodziną umierającej osoby.



Doula nie przejmuje ciąży od ciężarnej, nie rodzi za kobietę którą wspiera, nie umiera za osobę umierającą, tylko dba o to, żeby te procesy zachodziły w spokojny, naturalny sposób i w swoim własnym rytmie.


Dlatego określam siebie jako Doulę Zdrowia – nie uzdrowię Cię, nie przejdę procesu za Ciebie, ale wesprę Cię duchowo, fizycznie i emocjonalnie w Twoim własnym zdrowieniu. Dam Ci narzędzia i zasoby do tego, żebyś Ty mógł/ mogła samodzielnie wyzdrowieć. Będę Ci towarzyszyć, aż uznasz że Twój cel został osiągnięty.


Wiem, że chorowanie, to niezbyt fajne zajęcie, dlatego odczaruję go i pomogę Ci skręcić na ścieżkę prowadzącą do zdrowia.

Zazwyczaj (a w sumie to zawsze), kiedy zaczynamy chorować, towarzyszy nam lęk, czujemy się sami, opuszczeni, mamy wrażenie, że nikt nas nie rozumie. Bardzo często jesteśmy odsyłani od jednego lekarza do drugiego, od jednego badania, do kolejnego i nawet nie rozumiemy, co się z nami dzieje. Hasła 'w tym wieku to normalne’, albo 'nie możliwe, żeby tak było’, to wisienki na torcie rozpaczy.

To nie musi tak wyglądać!

W trakcie dochodzenia do zdrowia może towarzyszyć Ci

spokój
pewność, że wszystko jest w porządku,
radość z zachodzących zmian
poczucie bezpieczeństwa
poczucie zrozumienia



Niewiarygodne, prawda?

O to właśnie dbam ja – Twoja Doula Zdrowia